Na początek quiz dla pań. Twój facet jest fanem kolarstwa, a Ty zastanawiasz się, z jakiego prezentu ucieszyłby się najbardziej w swoje pięćdziesiąte urodziny. Ostatecznie: a) kupujesz mu seledynowy kask i pompkę do roweru; b) zamawiasz przez internet rower elektryczny (silnikowe wsparcie na pewno się przyda, wszak 50 - latek to już nie młodzieniaszek); c) zabierasz go na jakiś wyścig kolarski. Na przykład na "Tour de France".
Anna Pałuszyńska z Giżycka - jak na kochającą żonę przystało - bez zbędnego rozpatrywania "za" i "przeciw" zakreśliła najlepszą opcję. Czyli tę ostatnią. Jej mąż Michał o tym, że zmagania kolarzy na legendarnej "Wielkiej Pętli" obejrzy na żywo, dowiedział się... dwa dni przed wyjazdem do Francji (czyli w przeddzień swoich 50. urodzin). W środę wieczorem - po dwudziestu jeden godzinach jazdy (z przystankiem w Dreźnie) - jubilat z małżonką zameldowali się w oddalonej od Giżycka o 2100 kilometrów miejscowości La Roche-Sur-Foron. To właśnie tam wyznaczono metę liczącego 175 kilometrów 18. etapu 107. edycji "Tour de France".
- Miasteczko od rana żyło wyścigiem, czuć było taki przyjemny festynowy klimat - opowiada Anna Pałuszyńska. - O godz. 10.00 poszliśmy zobaczyć przygotowania na trasie i na mecie. To naprawdę ogromne przedsięwzięcie pod względem logistycznym. Ostatecznie stanęliśmy jakieś 3-4 kilometry przed metą. Na miejsce przybyliśmy już o godz. 14.30, choć przyjazd najszybszych kolarzy spodziewany był dopiero około godz. 17.00. O dziwo, nie byliśmy pierwsi, niektórzy kibice przyszli bowiem jeszcze wcześniej. Podczas takich imprez równie dużą atrakcją co peleton są jadące przed kolarzami kolorowe auta sponsorów i organizatorów.
W Meribel, gdzie rozpoczynał się czwartkowy etap "Tour de France", na starcie stanął tylko jeden Polak - były mistrz świata Michał Kwiatkowski, jeżdżący w barwach brytyjskiej grupy zawodowej "Ineos Grenadiers". Nie mamy stuprocentowej pewności, czy popularny "Kwiato" miał świadomość, kto przyjechał dopingować go aż z Giżycka, w kazdym razie 30-latek od początku jechał bardzo aktywnie i niedługo po starcie "załapał się" do 30-osobowej ucieczki. Grupa śmiałków topniała z kilometra na kilometr, ale "Kwiato" trzymał się dzielnie, co za pośrednictwem internetu przez cały czas śledził Michał Pałuszyński.
Do miejsca, gdzie giżycczanin wraz z żoną, "uzbrojeni" w biało - czerwoną flagę z napisem "Giżycko", oczekiwali na najlepszych kolarzy, Michał Kwiatkowski dojechał już tylko w towarzystwie swojego kolegi z grupy Ekwadorczyka Richarda Carapaza. Kilkaset metrów przed "kreską" kolarze uzgodnili scenariusz finiszu, ostatecznie mijając ją w przyjaznym uścisku. O przysłowiowy błysk szprychy lepszy był Kwiatkowski, który został tym samym czwartym Polakiem z dorobkiem etapowej victorii w "TdF". No i, oczywiście, niejako przy okazji sprawił wspaniały urodzinowy prezent swojemu mazurskiemu imiennikowi.
Do końca tegorocznej "Wielkiej Pętli" pozostały trzy etapy. Anna i Michał Pałuszyńscy na żywo obejrzą jeszcze dwa z nich.
Bogusław Zawadzki