"Pro publico bono", czyli "dla dobra publicznego, dla dobra ogółu". Taki właśnie napis od wielu lat widnieje na ścianie sali konferencyjnej Urzędu Miejskiego, w której odbywają się comiesięczne spotkania giżyckich radnych. W kontekście niektórych poczynań tych ostatnich można się jednak poważnie zastanawiać nad zasadnością zmiany owego hasła.
Proponujemy skrócenie do "Pro publico" lub całkowite spolszczenie na "Pod publikę", bo chyba właśnie ta druga opcja wierniej oddaje to, czego świadkami jesteśmy podczas każdej sesji Rady Miejskiej. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o różnice zdań między przedstawicielami poszczególnych frakcji, bo te zawsze były, są i będą. Polityczne spory są do przyjęcia - oczywiście pod warunkiem, że dyskusje toczone są na odpowiednim poziomie, z czym część naszych rajców ma, niestety, naprawdę duży problem. Radni bieżącej kadencji przejdą jednak do historii nie tylko ze względu na liczne słowne utarczki czy wzajemne docinki, na których można byłoby oprzeć scenariusz komedii, jakiej nie powstydziłby się sam mistrz Bareja. "Dorobkiem" Rady Miejskiej w Giżycku w latach 2018 - 2024 będzie także rekord - przynajmniej Giżycka i powiatu, a pewnie i jeszcze szerzej - w liczbie prób (także tych udanych) pozbawienia stanowiska radnego (co ciekawe - podobno dochodzi do nich także w ramach jednego ugrupowania). Przypomnijmy, iż pierwsze - i na razie jedyne - w dziejach naszego samorządu miejskiego wykluczenie z grona radnych miało miejsce jesienią 2020 roku, a koszty niezgodnego z prawem łączenia mandatu rajcy z prowadzeniem działalności na mieniu Miasta poniósł wówczas Mirosław Lubas. Obecnie z tego samego powodu "na gorących krzesłach" siedzą zaś: Jadwiga Mistera (odwołała się od decyzji wojewody o wygaszeniu jej mandatu), Małgorzata Kaczorowska (Rada Miejska czeka na komplet dokumentów) i od niedawna Jacek Brzeski (zapytanie z Urzędu Wojewódzkiego w jego sprawie wpłynęło do Biura Rady Miejskiej kilka dni temu). Spokojnie spać nie może także Łukasz Zakrzewski. Część jego koleżanek i kolegów z Rady ciągle nie jest bowiem pewna, czy na co dzień mieszka on w Giżycku (podobnie jest w przypadku Piotra Andruszkiewicza, choć akurat jego osobą radni tej kadencji oficjalnie się nie zajmowali), a to jest przecież jeden z podstawowych warunków pełnienia zaszczytnej służby radnego. Sprawą Zakrzewskiego zajmowały się nawet organy ścigania, ale podobno po wnikliwszej analizie uznały ją za niewartą kontynuacji. Innego zdania jest część radnych, więc z całą pewnością temat "życiowego centrum" radnego niebawem ponownie pojawi się w przestrzeni publicznej. Uzupełnieniem obrazu przepychanek na samorządowym poletku są liczne próby wewnętrznych przesunięć w Radzie, z których najbardziej spektakularne było odwołanie Marii Popieluch ze stanowiska wiceprzewodniczącej Komisji Spraw Społecznych. Jej następczyni Beata Łukaszewicz nie zdążyła przyzwyczaić się do nowej funkcji, bo już po tygodniu zastąpiła ją... Maria Popieluch. Takie życie.
A wszystko pod hasłem "Pro publico bono"...