Podobno pieniądze lubią ciszę, ale za każdym razem gdy jest o nich mowa, emocje sięgają zenitu. Ostatnio w sieci znowu zawrzało - światło dzienne ujrzała bowiem sprawa nagród przyznanych miejskim urzędnikom za "zaangażowanie i inicjatywę w wykonywaniu obowiązków służbowych, m.in. dotyczącą organizacji pracy w okresie stanu epidemii". Oburzeni internauci nie pozostawili suchej nitki na władzach Giżycka, zarzucając im rozrzutność w arcytrudnej sytuacji finansowej miasta.

Sprawę wrześniowych nagród (w wysokości od 1693 do 3687 złotych) w internecie nagłośnił miejski radny Paweł Andruszkiewicz. Opublikował on również listę nagrodzonych, na której znajduje się 21 nazwisk. Większość z nich została przez radnego zanonimizowana, ale tajemnicą poliszynela jest, że chodzi o naczelników wydziałów Urzędu Miejskiego, ich zastępców i szefów jednostek podległych Ratuszowi. Na liście można znależć także zastępcę burmistrza Cezarego Piórkowskiego, sekretarza miasta Arkadiusza Połojańskiego czy skarbniczkę Dorotę Wołoszyn. Nie ma na niej natomiast burmistrza Wojciecha Iwaszkiewicza. Łączna wartość nagród przyznanych figurującym w spisie urzędnikom wyniosła 55 338 złotych, ale jak się okazuje, we wrześniu na nagrody wypłacono znacznie więcej, bo aż 137 166 złotych. Wynika z tego jasno, że z dodatkowego wpływu na konto po wakacjach ucieszyło się nie tylko 21 osób.

Cofnijmy się na chwilę o kilka miesięcy. Jest wiosna, epidemia dopiero się rozpędza, ale niektóre jej skutki zaczynają być widoczne gołym okiem. Gwałtowny spadek dochodów miasta spędza sen z powiek naszym włodarzom, gdzieś na horyzoncie majaczy nawet widmo utraty płynności finansowej. I wówczas burmistrz Giżycka Wojciech Iwaszkiewicz występuje do wszystkich podległych Ratuszowi pracowników z - jak sam to określa - "propozycją", która pozwoli Miastu wyjść na prostą. Chodzi o zgodę każdego pracownika zatrudnionego w miejskiej jednostce na dobrowolne przekazanie w maju i czerwcu 20% swojego wynagrodzenia i zmniejszenie o jedną piątą wymiaru czasu pracy. "Propozycja" spotyka się z ogromnym (lecz cichutkim) niezadowoleniem jej adresatów. Zdecydowana większość z nich w obawie przed utratą źródła utrzymania "dobrowolnie" (by nie powiedzieć: z pierwszomajowym uśmiechem na twarzy) ostatecznie wspiera samorząd w potrzebie. Wśród "ratowników" są ci z najniższą krajową na umowach i ci zatrudnieni na marne pół etatu. Gdzieś tam w przestrzeni publicznej ktoś nie za głośno rzuca banały o mozliwych zwrotach pieniędzy, gdy tylko unormuje się sytuacja finansowa Miasta...

I tak oto płynnie wracamy do tematu wrześniowych nagród, które - jak zapewne część z Państwa zdążyła się już zorientować - są niczym innym jak wspmnianym przed chwilą zwrotem "wiosennych pożyczek", dokonanym przez Miasto w majestacie obowiązującego prawa. Dwadzieścia jeden osób, których nazwiska widnieją na liście udostępnionej przez radnego Pawła Andruszkiewicza, to tylko część nagrodzonych. Jak zapewnia burmistrz Wojciech Iwaszkiewicz, pieniądze (pozostałe 81 828 złotych) trafiły do prawie wszystkich, którzy kilka miesięcy temu dobrowolnie przystali na jego propozycję. Prawie wszystkich, bo np. tym, którzy w miejskich jednostkach już nie pracują (a wiosną solidarnie wsparli miejski skarbiec), zwrot nie przysługuje. Co ciekawe jesienne nagrody otrzymały osoby, które w maju i czerwcu pracowały w zmniejszonym wymiarze czasu (np. tak jak w Giżyckim Centrum Kultury - tylko przez cztery dni w tygodniu) i za tyle wówczas naliczano im wypłatę. Więc tak naprawdę za co "nagrodzono" tych ludzi we wrześniu?

Bogusław Zawadzki