Pamiętacie Tomasza Zacharczuka? Na pewno tak, faceta z takim lekkim piórem się nie zapomina. Tomek jest giżycczaninem, obecnie pędzącym beztroski żywot na Wybrzeżu, gdzie spełnia się jako dziennikarz. Jakiś czas temu pisał u nas o kinie, które - podobnie jak sport - jest jego wielką pasją. A skoro mowa o sporcie - Tomek jak zwykle w iście olimpijskiej formie wraca dziś na nasze łamy z subiektywnym "Alfabetem Euro 2020". Ależ to się czyta, zobaczcie sami! Jak dla nas mistrzostwo co najmniej Europy!

AMARETTO – słodki likier o lekko gorzkawym posmaku, pochodzący z Włoch, który podobno znakomicie nadaje się zarówno do samodzielnej degustacji, jak i do deserów czy czekolady. Trunek, którym należy się delektować. Podobnie jak grą Italii od pierwszych do ostatnich minut tego turnieju. Dominującej słodyczy nie zmąciła nawet delikatna gorycz w postaci symulującego w meczu z Belgami Immobile czy dość niemrawego występu w półfinale z Hiszpanią. Piłkarskie amaretto wg przepisu Manciniego, który połączył wiele różnych smaków - głównie z południa Włoch, było doprawdy wyborne.

BAKU – piłkarskie „pierdziszewo”, które jest jednym z symboli nieudolnej organizacji turnieju ze strony UEFA. Rozbicie tak pięknych zawodów po całej Europie było idiotyczną decyzją i logistyczną katorgą dla drużyn grających w Azerbejdżanie. Zapewne to piękny kraj, który warto zwiedzić, ale stadion w Baku nadaje się tylko na organizację konkursów w rzutach oszczepem czy młotem. Nie trzeba nawet stosować siatek ochronnych, bo i tak nic nie jest w stanie dolecieć do trybun. Notabene pustych.

COUCH & COACH – można jeździć po futbolowych akademiach, odbywać trenerskie kursy i staże, współpracować i podpatrywać najlepszych, angażować się w rozwój młodzieży, można nabywać doświadczenie w Barcelonie, można wprowadzać moje Mamry Giżycko do trzeciej ligi. Można też kupić czteropak Harnasia, odpalić szluga, legnąć na kanapie, wziąć do ręki telefon i zająć się trenerką na pełen etat w internecie. Mam dość tych upierdliwych trenerskich malkontentów, którzy najpierw szydzą z kadry, a kilka dni później piszą jej hymny pochwalne. Mam dość samozwańczych ekspertów, których ulubioną rozrywką jest wyżywanie się na facebooku. Czytanie tych wypocin to gorsze tortury niż gra biało-czerwonych. Tych chociaż stać na więcej, tamci będą tkwić w swojej pysze i gnuśności. I w zamiłowaniu do tanich szczochów nazywanych „piwem”.

DRUŻYNA – skonsolidowana taktycznie jak Anglia, zjednoczona w piłkarskim marzeniu jak Włochy, zsolidaryzowana i odpowiedzialna jak Dania w godzinie próby, nieustępliwa jak Szwajcaria, zarządzana jak Hiszpania. Oto klucz do sukcesu podczas jakiejkolwiek piłkarskiej imprezy. Drużyna, której wszystkie tryby pracują w jednym tempie i jednym celu. Nie mieli tego Niemcy, nie mieli Francuzi, nie mieli Polacy.

EKSPERCI – ogólnie, to „ch..j ci w dziąsło Jacek Kurski”, ale studio TVP jakoś specjalnie mnie nie obrzydziło. Duży szacunek dla pana Michalika, fajnie było zobaczyć trenera Nowaka, pozytywni bracia Gikiewiczowie, pocieszny Onyszko, zatankowany wiadrami witamin Maxi Kaz czy jak zawsze świetny Podoliński. Po drugiej stronie potwornie nudny Juskowiak, „smutny pan” Kowalewski (Kaziu, daj mu jakieś wiadro) czy pani prowadząca, która ani nie miała pojęcia o czym mówi, ani jak się zachować w naprawdę trudnym momencie.

FOOTBALL'S COMING HOME – nadzwyczaj głupie hasło przyklejone naprawdę mądrej drużynie. Futbol wraca do domu? Skąd? Z wygnania, niewoli, a może samowolnej ucieczki? Od momentu wymyślenia zasad gry w piłkę nożną, a już na pewno od wygrania Mundialu 66’, Anglicy są przeświadczeni o tym, że każdy tytuł święcie im się należy. Trochę pokory. Może tak dumni Synowie Albionu zgadną, kiedy ostatnie mistrzostwo Anglii wygrał angielski trener? (1992) A może ilu angielskich królów strzelców było w ostatnim 20-leciu? (dwóch) Nie wspominając o przewadze zagranicznych graczy, którym i tak płacą szejkowie, oligarchowie z Rosji lub amerykańscy miliarderzy.

GOLE – 142, czyli najwięcej w historii ME. Oczywiście w głównej mierze to efekt zwiększenia liczby uczestników Euro, ale statystyka i tak robi wrażenie. Podobnie jak trafienia Schicka, Lewandowskiego czy Damsgarda. Odrodził się ofensywny futbol, a piłka reprezentacyjna okazała się równie atrakcyjna, co ta klubowa. To mistrzostwa, podczas których drużyny nareszcie skupiały się bardziej na swojej grze niż postawie przeciwnika. Szachów było mniej, a jeśli już się pojawiały, to bardziej w formule szachoboksu.

HOLY DRIVER – Ronnie James Dio śpiewał kiedyś o „świętym nurku”. „Świętym nurkiem” w półfinale dla Anglików okazał się Sterling. Gdyby nie jego równie efektowny, co idiotyczny pad, marzenia o finale można byłoby odłożyć o kolejne lata. Szkoda, że mało dżentelmeńskie zachowanie zawodnika i karygodny błąd arbitra zatuszowały naprawdę dobrą grę Anglików i zasłużony awans. Duńczycy grali już w tym meczu na oparach, zapasy dynamitu wyczerpali w poprzednich spotkaniach.

IL CAPITANO – z Lewandowskim mógłbym pewnie pójść na trening, po którym spilibyśmy dietetyczny koktajl. Z Kane’em skoczyć do pubu na piwko. Tak naprawdę najbardziej wolałbym jednak zaszyć się w jakiejś włoskiej restauracyjce z Chiellinim przy pysznej pizzy i wytrawnym winku i obejrzeć jakiś meczyk. Może być nawet Juve. To gość, który naładowałby mnie pozytywną energią pewnie do kolejnego Euro. Aha, no i zabrałbym ze sobą jeszcze Kjaera. Tak na wszelki wypadek, gdybym ze śmiechu zadławił się makaronem. Obaj panowie to wzory piłkarskich kapitanów.

JEDENASTKA TURNIEJU – Donnarumma (ITA) – Bonucci (ITA), Maguire (ENG), Kjaer (DEN) – Shaw (ENG), Maehle (DEN) – Jorginho (ITA), Hojbjerg (DEN) – Sterling (ENG), Chiesa (ITA), Kane (ENG); rezerwa: Pickford (ENG), Spinazzola (ITA), Chiellini (ITA), Rice (ENG), Pedri (ESP), Zuber (SWI), Forsberg (SWE), Schick (CZE)

KARNE – strzelać, to trzeba „umić”, Szwajcarzy strzelali trochę lepiej lub trochę gorzej, Włosi ze sporym szczęściem i wsparciem Donnarummy. Hiszpanom i Anglikom dodatkowego karnego zaaplikowali ich trenerzy. Najpierw Enrique, który desygnował do „jedenastki” Moratę (wszak świetny turniej, miał wsparcie kibiców, bezbłędnie strzelał karne do tej pory), a później Southgate, który do trzech decydujących strzałów wybrał gości, którzy teraz przez kilka będą zmagać się z traumą. Nie strzelisz karnego, jeśli nie czujesz się pewnie. Nie poczujesz się pewnie, jeśli grasz na turnieju jakieś ułamki minut, a w najtrudniejszym momencie spada na ciebie olbrzymia odpowiedzialność.

LEWANDOWSKI – jest jeden w polskiej kadrze. Tymczasem oczekiwania były takie, gdybyśmy mieli ich tam z pięciu lub sześciu. Zapomnieliśmy o trenerze, który nie miał czasu i chyba pojęcia, co go czeka. Zapomnieliśmy o słabych sparingach i przeciętnych meczach w eliminacjach MŚ. Pamiętaliśmy za to o ćwierćfinale pięć lat temu, choć zapomnieliśmy, że towarzyszył nam też wówczas ogrom szczęścia. W pewnych okolicznościach ten jeden Lewandowski mógłby wystarczyć. Patrz: literka D.

ŁĄCZY NAS PIŁKA? – Morata i Berg dostają pogróżki śmierci, angielscy kibice wyżywają się na małej zapłakanej Niemce, węgierscy kibole podczas meczu z Francją naśladują małpy, a na Krychowiaka wylewa się wiadro pomyj, którym ochlapana zostaje też jego kobieta (no przecież ona krzyczała z trybun, żeby Grzesiu wyciął Słowaka równo z trawą). Na pewno łączy nas piłka? Niektórym na pewno nie łączą zwoje w mózgu. Piękne to były mistrzostwa, ale hejtu tyle, co na żadnym poprzednim turnieju.

MATKA RABIOTA –„Matka Whistlera” to jedno z najbardziej znanych malarskich dzieł Jamesa McNeilla Whistlera. Gdyby znalazł się chętny malarz-amator, który chciałby na jednym obrazie sportretować postawę Francuzów na Euro, musiałby nazwać swoje dzieło „Matka Rabiota”. Na obrazie widzielibyśmy rozemocjonowaną madame Rabiot, która beszta członków rodzin pozostałych francuskich piłkarzy. Tarcia były nie tylko na trybunach, ale i w szatni. Ser spleśniał, szampan się rozlał. Au revoir, Francjo. A poza tym pycha kroczy przed upadkiem. Monsieur Pogba.

NOS DE BRUYNE – który stał się piętą achillesową Belgów. Antonio Rudiger, dewastując Kevina w finale LM, właściwie zamknął „Czerwonym Diabłom” dopływ tlenu. Bez De Bruyne Belgowie przypominali biegające bez uciętej głowy kurczaki, które i tak za chwilę czeka rzeź. Żal było patrzeć na najbardziej utalentowanego pomocnika w Europie, który najpierw musiał grać, nie mając czucia w połowie twarzy, a później biegał z naderwanym ścięgnem. Żal Belgów, których złote pokolenie piłkarzy pozostanie zapewne tylko z brązem MŚ.

„ON TO ZOBACZYŁ” – Zobaczył Schick, strzelił Schick, skomentował Wolski. Pan Rafał, choć dostał od TVP jakieś meczowe ochłapy, pokazał klasę i wprowadził do Publicznej nową dziennikarską jakość. Ten gol Czecha nie robi takiego wrażenia, jeśli nie słyszy się „On to zobaczył! On to widział od samego początku!”. Szkoda, że od samego początku losy pana Wolskiego i liczba komentowanych przez niego meczów została ustalona w excelowskich tabelkach. No ale ustalenia, to ustalenia. Obsady, nawet na finał, nie można zmieniać. A nie, czekaj …

PONIEDZIAŁEK – 28 czerwca 2021 roku, kiedy to Hiszpanie, Chorwaci, Francuzi i Szwajcarzy napakowali w dwóch meczach 14 goli, dorzucając jeszcze kilka karnych. Kiedyś były „piłkarskie środy”. To był „piłkarski poniedziałek”. 28 czerwca powinien być światowym dniem piłki nożnej. Niech stacje telewizyjne co roku przypominają te mecze, a matka Rabiota co roku będzie mogła się kłócić z krewnymi piłkarzy kolejnych francuskich pokoleń.

QUO VADIS, PAULO? – ma olbrzymią wiedzę na temat taktyki, ale nie potrafi jej dostosować do możliwości kadrowych i potencjału samych piłkarzy. Jest niezłym motywatorem, lecz nie umie podejmować trafnych decyzji personalnych. Chce grać ofensywnie, a nie jest w stanie uporządkować obrony. Póki co, to dla mnie akwizytor, który chce mi wcisnąć komplet garnków. Czekam, co dalej, bo co pozostaje innego?

REANIMACJA – czynność, której nie powinniśmy oglądać na piłkarskiej murawie, nie na Euro, nie na Parken, nie na żadnym innym piłkarskim stadionie, orliku, podwórku. Oby te kilkanaście minut kopenhaskiej trwogi zostawiło ślad nie tylko w sercu Eriksena, ale też w świadomości trenerów, piłkarzy, działaczy. To już działa, bo coraz więcej klubów inauguruje kursy udzielania pierwszej pomocy. Dla szkoleniowców, zawodników, nawet kibiców.

SZPAK – dość pospolity ptak, który jest uznawany za tzw. gatunek najmniejszej troski, a przez wielu określany jest jako szkodnik. Jak szkodnika potraktowano natomiast ikonę sportowego dziennikarstwa w Polsce. Potraktowano właśnie jak gatunek najmniejszej troski. Pan Szpakowski przegapił moment na godne odejście. Powinien to zrobić kilka lat temu. Jego archaiczny styl komentowania, nieprzygotowanie, minimalizm i rozbujałe ego (gdy od wydarzeń meczowych ważniejsze jest diagnozowanie polskiej kadry i całego futbolu) są i były nie do zniesienia. Nie powinien komentować już tego turnieju. Powinien natomiast skomentować finał, który – bardzo chciałem w to wierzyć – mógłby być jego pożegnaniem z mikrofonem. Oby pożegnał się tak, jak on i kadra żegnali Łukasza Piszczka. Oby nie tak jak „pożegnano” Błaszczykowskiego. 4

TRYBUNY – tylko przy zajętych jest sens grać i oglądać mecze. Przy takich jak na Parken, gdy fińscy i duńscy kibice skandują nazwisko Eriksena. Na takich jak w Bukareszcie, gdzie Harry Potter w kilka minut zamienia się w wokalistę grindcore’owej kapeli. Natomiast nie na takich pustych jak w Baku i nie na takich jak na Wembley, gdzie bydło gwiżdże na obce hymny i leje tych, którzy mają inne barwy narodowe.

UNDERDOG – aby w tym miejscu podkreślić postawę Polski, niestety, musimy poczekać. Trzeba natomiast pogratulować Czechom taktycznej precyzji, Ukraińcom woli walki i Szwajcarom wytrwałości i wiary we własne umiejętności. Duńczyków tu nie umieszczam, bo to zespół, który choćby w rozpoczętych w marcu eliminacjach pokazał, że nie należy do średniaków. 3 mecze, 9 punktów, bramki 14:0. Na Euro ugrali jednak maksa.

(AUF)WIEDERSEHEN – Jogi Loew! Kilka lat za późno i kilka konfliktów za daleko. Jeżeli najpierw zamykasz przed kimś drzwi, a później go wpuszczasz do środka, to nie bądź zdziwiony, że ten ktoś będzie się czuł niepewnie i nieswojo. Tak jak Thomas Muller sam na sam z golkiperem Anglików. Jogi nie wyczuł momentu na odejście. Pewnie nos miał zajęty czymś innym. A tak na serio, to świetny fachowiec, po którym Niemcy mogą jeszcze długo płakać. Tak jak już płaczą po Podolskim i Klose. Timo Werner w niemieckim ataku to taki Jaś Fasola, który zatrzasnął drzwi do pokoju i biega na golasa po hotelu.

XOXO – uściski lub buziaczki, stary jestem, nie znam się na tym nowym języku. Tak czy siak, uściski dla nieszczęsnego Szczęsnego, grającego w siatkówkę bramkarza Słowaków czy golkipera Hiszpanów, któremu oczko się na chwilę odlepiło i noga się odlepiła. Uściski dla autorów wszystkich samobójczych trafień na tym turnieju. Będzie dobrze dzieciak, elo!

YOUNG TEAM – czyli takie The Best U-25 tego turnieju: Donnarumma (ITA) – Gvardiol (CRO), Timber (NED), Dumfries (NED) – Pedri (ESP), Rice (ENG), Locatelli (ITA) – Olmo (ESP), Damsgard (DEN), Doku (BEL) - Chiesa (ITA)

ZIBI, (S)TOP! – kończ Waść, wstydu oszczędź, pakuj walizy i gnaj do UEFY rozpisywać kolejne Euro na 48 krajów-gospodarzy z 64 uczestnikami (doprosi się kogoś z Azji lub strefy CONCACAF). W żenujących słowach prezes Zibi podsumował postawę reprezentacji po meczu ze Szwecją. Najpierw pochwalił piłkarzy, że grali dobrze, później (znacznie dłużej) podkreślał, jak wiele zrobił dobrego dla polskiego futbolu, a na pytanie o przyszłość Souzy odpowiedział, że to decyzja przyszłego zarządu i prezesa. Nosz k…a jego mać, za przeproszeniem! To jest TWÓJ TOP, TWÓJ wybór i TWOJA odpowiedzialność prezesa, którym wciąż jesteś. Po sukcesie kadry Nawałki pan prezes uwierzył, że jest nieomylny, choć pierwszą mylną decyzją było zatrudnienie Jerzego Brzęczka. Później wszystko się rozsypało jak kolana Milika.

Tomasz Zacharczuk