Gdy zapytałam kiedyś w sklepie o spodnie dla Łukaszka, sprzedawczyni stwierdziła, że z pewnością pomyliłam obwód w pasie ze wzrostem - uśmiecha się Sylwia Nowicka. - Zirytowałam się i powiedziałam, że chyba najlepiej na świecie znam rozmiary swojego faceta. Kobieta pewnie do dziś nie wierzy, że ktoś może mieć w pasie metr siedemdziesiąt.

Mąż Pani Sylwii Łukasz Nowicki jest - dyplomatycznie rzecz ujmując - mężczyzną dużym lub jak kto woli: słusznego wzrostu i wagi słusznej. Choć już nie tak bardzo słusznej jak jeszcze półtora roku temu, gdy wskazówka na skali wagi niewiarygodnie szalała pod jego stopami, ostatecznie zatrzymując się tuż za liczbą 230. Dziś pierwszą z trzech cyfr na wyświetlaczu wagi Pana Łukasza jest już jedynka (24 sierpnia - 143,1 kg), a to przecież jeszcze nie koniec walki. Wiadomo tylko, że na pewno będzie to walka zwycięska. Osiągnięcia wyznaczonego przez siebie celu (zejścia do wagi 95 - 100 kg) giżycczanin spodziewa się najwcześniej wiosną przyszłego roku.

 

Do śmietnika samochodem

Nie rusza go kompletnie, gdy ktoś wprost lub za plecami nazywa go grubasem, bo - jak sam twierdzi - nie można obrażać się za prawdę. "Jestem grubasem, wszyscy to widzą i ja też o tym wiem" - mówi. Ta jego świadomość, a zarazem dystans do kwestii swojego wyglądu idą "pod rękę" z pełną wiedzą na temat winnego zaniedbań. Dodajmy: wyłącznie własnych zaniedbań i złych nawyków wyniesionych z rodzinnego domu, które fizycznie sprawnego młodego człowieka (byłego taekwondokę) przemieniły w ważącego blisko ćwierć tony życiowego statystę.

- Jadłem dużo, a przy tym rzadko i bardzo niezdrowo - opowiada Łukasz Nowicki. - Na obiad serwowałem sobie zazwyczaj solidną michę frytek z czterema sadzonymi jajkami, całość popijałem oczywiście colą. Bardzo często był to mój jedyny posiłek w ciągu dnia, nie licząc przekąsek w postaci słodyczy, których nigdy sobie nie żałowałem. Do pracy zabierałem np. dwadzieścia batoników plus gazowane energetyki i taki zapas miał mi wystarczyć na kilka godzin. Niestety, już po godzinie musiałem iść do sklepu po nową porcję pustych kalorii. Smak warzyw poznałem dopiero niedawno...

 

nowicki 1Z lewej: "stary" Lukasz Nowicki, z prawej: Łukasz Nowicki "w wersji ulepszonej"

 

Efekty takiego stylu życia były łatwe do przewidzenia. Łukasz Nowicki twierdzi, że w jego przypadku (i pewnie w wielu podobnych) wręcz wzorcowo zadziałał wbudowany w ludzką psychikę niebezpieczny mechanizm wyparcia, zapewniający mylne poczucie pełnej kontroli nad wydarzeniami. Początkowo systematyczny wzrost wagi nie wykluczał giżycczanina z codziennego życia. Z każdym kolejnym kilogramem było jednak coraz gorzej, a w krytycznym momencie nawet tak prozaiczne czynności jak wyniesienie śmieci urastały do rangi morderczej wspinaczki na Mount Everest.

- Z klatki do kontenera, który stał na drugim końcu bloku, jeździłem samochodem - opowiada Łukasz Nowicki. - Zdarzało mi się także nocować w aucie. Tak było, gdy podjeżdżałem pod dom i okazywało się, że wszystkie miejsca parkingowe blisko bloku są zajęte. Wiedziałem, że jeśli zaparkuję gdzieś dalej, po prostu nie dojdę do klatki..

 

Bez "cudownych" diet i głodówki

Otyłość to bardzo poważna choroba, czego lwia część naszego społeczeństwa nie jest - niestety - świadoma, winą za nadmiar kilogramów obarczając zazwyczaj wyłącznie dopisujący apetyt. Ktoś, kto nigdy nie zmagał się tym z problemem (choćby nie żyjąc na co dzień z osobą otyłą), nie ma pojęcia, jak wielką cenę płacą na co dzień ludzie z "nadbagażem" - poczynając od nawarstwiających się problemów zdrowotnych (przy jednoczesnych ograniczeniach w dostępie do sprzętu medycznego, nieprzystosowanego do obsługi ludzi o wadze np. powyżej 150 kg), poprzez kłopoty z kupnem odzieży w odpowiednim rozmiarze, na zwykłym ludzkim wstydzie i wykluczeniu społecznym kończąc. Walka z otyłością musi być grą zespołową, co jednoznacznie podkreśla Sylwia Nowicka. To właśnie dzięki niej półtora roku temu Pan Łukasz rozpoczął batalię o zdrowie i życie.

- Jeśli odchudzanie ma przynieść efekty, to nie można całym wysiłkiem obciążyć wyłącznie osoby odchudzającej się - mówi Pani Sylwia. - Zmiana diety i sposobu życia przez jednego członka rodziny musi iść w parze ze zmianami w postępowaniu ludzi mieszkających z nim pod jednym dachem. To poświęcenie i wsparcie bliskich musi być widoczne każdego dnia, w każdej sytuacji, bo stanowi ono dodatkową motywację. Nie można serwować komuś talerza zieleniny bez smaku, samemu fundując sobie pachnącego schabowego z ziemniaczkami polanymi apetycznym sosem. U nas jest teraz tak, że jeśli ja mam ochotę na słodycze, staram się je jeść, gdy nie widzi tego Łukasz, np. w pracy.

 

nowicki sylwia"GrubasFit Team", czyli Łukasz i Sylwia Nowiccy

 

Sylwia Nowicka nie jest zawodowym dietetykiem, ale za efekty swojej pracy z (i nad) mężem już dziś powinna otrzymać dyplom specjalisty zdrowego żywienia. Wiedzę na temat odchudzania czerpie z fachowej literatury (uwaga, nie z internetu!), a dzięki nietuzinkowym zdolnościom kulinarnym (kuchnia to zdecydowanie jej królestwo) codziennie wyczarowuje dania nie tylko zdrowe, ale i smaczne (co - jak wiadomo - nie jest powszechną regułą). Produkty są starannie dobierane (Pani Sylwia podczas zakupów cierpliwie "studiuje" wszystkie etykiety), a posiłki odpowiednio zbilansowane. W domu Nowickich nie ma katowania się wielogodzinnymi głodówkami i innymi "dietami - cud". Jedzenie jest tam nadal wielką przyjemnością, a co najistotniejsze - nadprogramowe kilogramy głowy rodziny systematycznie topnieją niczym śnieg w marcowym słońcu, co widać choćby po ubraniach. Zimową kurtką, której zapięcie jeszcze jakiś czas temu było niemożliwe ze względu na rozmiary brzucha właściciela, dziś owija się on "na zakładkę", a oznaczenia 9XL na innych częściach garderoby zmieniły się w 3XL.

- Gdyby nie Sylwia nie stanąłbym do tej walki, pewnie teraz jeździłbym na wózku inwalidzkim, a może już dawno by mnie nie było - mówi Łukasz Nowicki, obdarzając małżonkę pełnym wdzięczności spojrzeniem.

 

Szpagat do końca roku

Oczywiście dieta to jedno, ale nie mniej ważna (a może nawet ważniejsza) w procesie zrzucania wagi jest aktywność fizyczna. Jeszcze kilka miesięcy temu przejście paru metrów sprawiało Łukaszowi Nowickiemu ból i zabierało oddech. Dziś lżejszy o prawie 90 kilogramów giżycczanin ma za sobą wizyty na basenie i w siłowni, wieczorami - motywowany przez żonę - regularnie spaceruje, od czasu do czasu wypuszczając się na dłuższe eskapady po mieście (np. na 17 kilometrów!). Ostatnio po raz pierwszy od dwudziestu lat zafundował sobie przejażdżkę rowerową, a z zaprzyjaźnionym trenerem personalnym założył się, że do końca tego roku wykona... szpagat. W młodości realizacja tego typu wyzwania zajęłaby mu kilka sekund, ale teraz satysfakcja będzie nieporównywalna. Oczywiście jeśli się uda, bo jeśli nie, to Pana Łukasza czeka "surowa kara" w postaci spaceru wokół Niegocina. Tak czy owak - ten zakład z pewnością wyjdzie giżycczaninowi na zdrowie.

 

 

Zmotywować choć jedną osobę

W lutym tego roku Łukasz Nowicki i jego wówczas jeszcze narzeczona Sylwia Drumlak byli gośćmi "Pytania na śniadanie" w TVP. To wtedy cała Polska poznała "GrubasaFit" - internetową stronę i facebookowy profil, na których mieszkaniec Giżycka na bieżąco dzieli się sukcesami w walce ze swoim największym nieprzyjacielem. Dziś jego konta społecznościowe na Instagramie (www.instagram.com/grubasfit.pl) i Facebooku (www.facebook.com/GrubasFit) śledzą tysiące Polek i Polaków borykających się z problemem otyłości. Dla nich Pan Łukasz jest swoistym drogowskazem, stąd częste pytania internautów o stosowane diety, przepisy na zdrowe dania, ćwiczenia fizyczne oraz prośby o indywidualne porady. A giżycki "grubas fit" i jego niezastąpiona druga połówka nie odmawiają pomocy - publikują filmiki i zdjęcia, ochoczo odpisują na maile, dopingując innych do stawienia czoła niezwykle niebezpiecznemu przeciwnikowi.

- Moja żona zaczęła walczyć o moje życie i zdrowie - pisze Łukasz Nowicki na swojej stronie. - Dietami, treningami. Motywowała mnie i nie dała się poddać. Teraz chciałbym móc zmotywować choćby jedną osobę, aby się odwdzięczyć.

Bogusław Zawadzki