Podobno najlepsze scenariusze pisze życie, choć nie zawsze są to historie pokolorowane ciepłymi i pozytywnymi barwami. Takich odcieni raczej nie znajdziemy we wstrząsającej opowieści Jana Holoubka, który postanowił zekranizować bodaj najbardziej bulwersującą sprawę ostatnich lat. Poruszający dramat o mężczyźnie niesłusznie skazanym na 25 lat więzienia czasami boleśnie uświadomi nam, jak wielką wartość ma wolność, a jak wielką krzywdę wyrządza niesprawiedliwość. „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” - bo o tym obrazie mowa - w giżyckim kinie "Nowa Fala" od 25 września.
Prowizoryczne śledztwo, dowody wyparte poszlakami, wymuszone policyjną przemocą zeznania i prokuratorskie niedbalstwo. To właśnie te poszczególne trybiki uruchomiły mechanizm, który niewinnego człowieka skazał na 18 lat psychicznej i fizycznej udręki. Tomasz Komenda całego niesłusznie zasądzonego wyroku nie odsiedział tylko dlatego, że po latach jego sprawą zajęli się stróże prawa, których bardziej od wyników i awansów interesowała prawda i rehabilitacja skompromitowanych organów ścigania. Kulisy sprawy, o której – według sondażu Wirtualnej Polski – usłyszało prawie 90% Polaków odsłania teraz na wielkim ekranie debiutujący w pełnym metrażu Jan Holoubek.
„25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” to porażające momentami studium upadku człowieka, którego dysfunkcyjny system skazał na prawie dwie dekady niewyobrażalnych upokorzeń i bolesnych cierpień, pozostawiających o wiele głębsze blizny w psychice niż na ciele. Obcowanie w kinie z tymi traumatycznymi przeżyciami dla większości z nas będzie niewygodne, odstręczające, nieprzyjemne czy wręcz szokujące. Wiele brutalnych scen zaburzy nasz psychiczny komfort i sprawi, że będziemy odwracać wzrok. Paradoksalnie jednak ten film powstał właśnie po to, by skupiać naszą uwagę na bezprawiu, nonszalanckim wydawaniu wyroków (również tych w życiu codziennym) i walce o sprawiedliwość.
Zamierzony efekt filmowcom udało się osiągnąć bez nadmiernej koloryzacji czy zbędnych ozdobników. Ekranowy Tomek Komenda nie jest ani męczennikiem cierpiącym w imię ogółu, ani superbohaterem wojującym z systemem sądownictwa. To nieśmiały, poczciwy, nawet nieco fajtłapowaty chłopak, który stara się po prostu przeżyć w rzeczywistości kompletnie pozbawionej norm moralnych. Nikt nie próbuje manipulować wiarygodnością głównego bohatera, nie ma też hollywoodzkiego ubarwiania faktów i „ulepszania” prawdy. To kino prawdziwego, nie tylko moralnego niepokoju. Dojrzałe, niezwykle sugestywne, emocjonalne i fascynujące od pierwszego do ostatniego kadru. Nawet mimo tego, że przecież większość z nas doskonale zna zakończenie.
Zupełnie nieoczywisty był natomiast wybór odtwórcy głównej roli, bo Piotra Trojana, czyli ekranowego Tomka Komendę, znali raczej amatorzy rodzimych seriali, w których aktor od czasu do czasu przewijał się na dalszym planie. „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” bez wątpienia będzie krokiem milowym w jego karierze. Trojan być może zagrał rolę życia, a już na pewno stworzył jedną z najlepszych kreacji w polskim kinie ostatniej dekady. Oszałamiający popis emocjonalnej ekspresji i fantastyczne przygotowanie roli. Równie świetnie wygląda zresztą pozostała część obsady na czele z kapitalną Agatą Kuleszą.
„Gdzie jest prawo? Gdzie uczciwość? Gdzie ukryta sprawiedliwość?” – pyta Kazik w piosence promującej film Jana Holoubka. Podobne pytania będą się nasuwać również podczas seansu. Nie na wszystkie usłyszymy odpowiedź. Na niektóre odpowiedzi wolelibyśmy z kolei nie poznać. „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” pozostanie, miejmy nadzieję, przestrogą dla wszystkich tych, którzy manipulują prawem w imię własnej wygody. Póki co jest przejmującym filmem, który pomimo wielu ciężkich przeżyć, dostarczy również powiewu wolności i nadziei. Udowodni też, jak dobrze jest wrócić do domu. Nawet, jeśli nie było nas w nim tylko dwie godziny.
Tomasz Zacharczuk
ZWIASTUN FILMU "25 LAT NIEWINNOŚCI. SPRAWA TOMKA KOMENDY"