Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że na początku lipca byliśmy świadkami jednej z najbardziej spektakularnych transakcji w ponadczterystuletniej historii Giżycka. W roli głównej wystąpił (pod)upadający miejscowy szpital, który po wielu dekadach zmienił właściciela, z rąk powiatowych przechodząc we władanie miejskie. Złośliwi twierdzą, że gdyby na świecie przyznawano laury w kategorii "Złoty interes wszech czasów", Starostwo Powiatowe w Giżycku wygrałoby w cuglach, zdobywając Nagrodę Nobla, Oscara, Pulitzera i wszystkie inne możliwe trofea z naszą Nagrodą Świętego Brunona włącznie. Pozbycie się generującej od lat gigantyczne straty finansowe placówki z całą pewnością pozwoli teraz Powiatowi na oddychanie pełniejszą piersią. W przeciwieństwie do nowego właściciela, czyli Miasta, który o beztroskim śnie w najbliższych latach może co najwyżej pomarzyć. Pracy jest naprawdę ogrom (czego nie można, niestety, powiedzieć o pieniądzach w miejskim skarbcu), toteż po medialnym odtrąbieniu niewątpliwego sukcesu, jakim było uratowanie mieszkańców Giżycka i okolic przed katastrofą w postaci zamknięcia szpitala na cztery spusty, przyszedł czas na zakasanie rękawów po same łokcie. Kibicujmy Giżyckiej Ochronie Zdrowia (bo tak zowie się spółka zarządzająca szpitalem) i w miarę możliwości wspierajmy ją w działaniach, bo powodzenie jej misji leży w naszym wspólnym interesie. Oby nie sprawdziły się czarne wizje jednego z internautów, który Miasto porównał do statku, a szpital - do przywiązanego doń ogromnego głazu, skutecznie ciągnącego jednostkę na dno.

Bogusław Zawadzki