Nie tak miała wyglądać Wielka Sobota, nie w takich nastrojach piłkarze i kibice Mamr Giżycko mieli zasiąść do wielkanocnego śniadania. Trzecia z rzędu ligowa przegrana "GieKSy" - tym razem 0:4 z rezerwami olsztyńskiego Stomilu - zabolała dużo mocniej niż dwie poprzednie.
I nie chodzi tu wcale o rozmiary porażki w stolicy województwa, bo w tym przypadku niewiele mniej bolałaby przegrana np. 0:1. Sęk w tym, że starcie ze Stomilem miało być przełamaniem, bo z kim jak z kim, ale z przedostatnią drużyną tabeli (mającą zaledwie 8 punktów po 18 kolejkach) wygrywać po prostu trzeba. Nawet jeśli w jej szeregach pojawiają się "spadochroniarze" z pierwszego (czyli drugoligowego) zespołu. W szerokiej kadrze olsztynian na mecz z Mamrami znalazło się trzech piłkarzy, którzy tego samego dnia w samo południe zasiedli na ławce rezerwowych podczas meczu Stomilu z Hutnikiem Kraków (jeden z nich pojawił się na boisku w 87. minucie, dwaj pozostali - w tym bramkarz - nie powąchali murawy). Do walki z "GieKSa" szkoleniowiec rezerw desygnował również jednego gracza z "jedynki", pauzującego za drugoligowe żółte kartki. Mamry do Olsztyna pojechały bez Błażeja Drężka, Damiana Skołorzyńskiego i Dominika Romanowskiego. Trener Marek Radzewicz znów nieco zaskoczył składem, bo w wyjściowej jedenastce zadebiutował 15-letni Bartosz Sztuk (wcześniej wchodził w drugich połowach), natomiast zabrakło w niej miejsca dla wracających po kontuzjach Krystiana Wiszniewskiego i Jacka Rutkowskiego. Między słupkami zagrał tym razem Krystian Burzyński, któremu w polu - oprócz wspomnianego Sztuka - partnerowali: Błażej Typa, Marcel Konopko, Hubert Wojciechowski, Aleksander Matuć, Jakub Balcewicz, Mateusz Waszczyn, Daniel Radzewicz, Krystian Sadocha i Damian Mazurowski. Gospodarze dwa gole zdobyli do przerwy (szansy na wyższe prowadzenie nie wykorzystali, marnując "jedenastkę" przy wyniku 0:0), tyle samo w drugiej połowie, wynik meczu ustalając w 72. minucie. Mamry miały też swoje okazje (w jednej sytuacji nie popisał się sędzia, nie dyktując rzutu karnego po faulu na Damianie Mazurowskim), ale pomeczowe statystyki jasno wskazują, kto był lepszy na sztucznej murawie na Dajtkach (posiadanie piłki: Stomil 56%, Mamry 44%; ataki: Stomil 79, Mamry 66; strzały: Stomil 20, Mamry 12; strzały celne: Stomil 11, Mamry 3).
"GieKSa" przegrała i chyba po raz pierwszy tej wiosny wśród cierpliwych i wyrozumiałych dotychczas kibiców nie słychać "Nic się nie stało". Bo stało się. Bo Mamry przegrały pierwszy mecz, który miały i musiały wygrać, by mieć nie tylko radosne święta, ale przede wszystkim - by mieć spokój przed kolejnymi spotkaniami. Nasza młodzież pięknie i ambitnie walczy (tego nikt nie neguje), ale wciąż, niestety, płaci "frycowe". A tymczasem ważne punkty uciekają, rywale gonią i niedługo może się okazać (oby nie), że bezpieczna strefa w tabeli kończy się już nad Mamrami... W kwietniu zespół znad Niegocina trzykrotnie zagra na własnym boisku - w najbliższą sobotę z Mrągowią Mrągowo, tydzień później z Tęczą Biskupiec i 27 kwietnia z Olimpią Olsztynek. Giżycczan czeka także wyjazd do "jaskini lwa", czyli do "twierdzy" Lidzbark Warmiński, niezdobytej od prawie 3,5 roku. Na ile punktów możemy liczyć w tych spotkaniach? Patrząc na tabelę 3 "oczka" to "obligo", 5-6 byłoby przyjemną niespodzianką, a cokolwiek więcej (bo przecież wszystko jest możliwe) bierzemy "w ciemno". Nadzieja umiera ostatnia, toteż szczerze wierzymy, że po wakacjach nadal będziemy oglądać w Giżycku boje o czwartoligowe punkty.