Efekt "nowej miotły" tym razem nie zadziałał, choć czwartoligowi piłkarze Mamr Giżycko byli bardzo blisko sprawienia przyjemnej niespodzianki. W meczu z Mrągowią Mrągowo "GieKSa" poległa dopiero w ostatnim kwadransie, ostatecznie ulegając u siebie wyżej notowanemu rywalowi 0:2.
Po trzech ligowych porażkach z rzędu chyba nawet najwięksi optymiści mieli problem z wiarą w przełamanie giżycczan akurat w starciu z zajmującą trzecie miejsce w tabeli ekipą znad Czosu. Niewiele jednak brakowało, by waleczni gospodarze pod wodzą nowego szkoleniowca Mariusza Narela (decyzją Zarządu zastąpił on Marka Radzewicza) dopisali do swego konta cenny punkt. Obiektywnie rzecz ujmując Mrągowia na zwycięstwo zasłużyła, bo od pierwszego do ostatniego gwizdka przewyższała miejscowych w każdym elemencie futbolowego rzemiosła. No, może oprócz skuteczności, bo pod tym względem oba zespoły szły "łeb w łeb" aż do 78. minuty (obaj bramkarze przez ponad pięć kwadransów zachowali czyste konta). I gdy wydawało się, że waleczni piłkarze Mamr - od 68. minuty grający w dziesiątkę po drugiej żółtej kartce dla kapitana Błażeja Drężka - dowiozą bezbramkowy remis, podopieczni świetnie znanego w Giżycku Mariusza Niedziółki zadali podcinający skrzydła cios. Właściwie to zadał go arbiter Arkadiusz Szymanowski, który w 78. minucie dopatrzył się przewinienia przy bardzo pewnej interwencji giżyckiego bramkarza Patryka Kleczkowskiego (świetnie dysponowanego w tym meczu) . Nie polemizujemy z decyzją sędziego i broń Boże nie podważamy jego kompetencji, nie twierdzimy także, że ta decyzja wypaczyła wynik meczu. Ale z pewnością wielu kolegów po fachu pana Arkadiusza nie podyktowałoby w tej sytuacji rzutu karnego, a kilku być może skłoniłoby się nawet do odgwizdania faulu ofensywnego Przemysława Rybkiewicza. Przekonany o własnej racji arbiter z Bemowa Piskiego wskazał jednak na punkt oddalony od giżyckiej bramki o 11 metrów, a Kamil Skrzęta skwapliwie skorzystał z sędziowskiego prezentu. W doliczonym czasie gry goście przypieczętowali zasłużone - podkreślmy to raz jeszcze - zwycięstwo kapitalnym uderzeniem doświadczonego Łukasza Kuśnierza, który strzałem godnym filmowej kamery zgłosił się do konkursu na najpiękniejszego gola 20. kolejki forBET IV Ligi.
Mamry przegrały więc czwarty z pięciu wiosennych bojów, ale nadal z dorobkiem 24 "oczek" okupują bezpieczne 9. miejsce w tabeli. Chrzest bojowy nowego szkoleniowca bez punktów, ale liczymy na nie w kolejnych starciach "GieKSy". Już w najbliższą sobotę podopieczni Mariusza Narela ponownie wybiegną na stadion przy ul. Moniuszki, a rywalem będzie niezwyciężona wiosną biskupiecka Tęcza, czyli sąsiad Mamr w tabeli (8. miejsce, 33 pkt).
MAMRY - MRĄGOWIA
W OBIEKTYWIE BOGUSŁAWA ZAWADZKIEGO