"Gdy ktoś mnie pyta, czy znam kogoś zarażonego, odpowiadam: znam, nawet w bliskim otoczeniu. Czy znam kogoś, kto ciężko to przechodzi? Znam. Czy znam osobę, która trafiła pod respirator z rozpoznanym COVID-em? Znam. A kogoś, kto na to umarł? Tak, mieliśmy takich pacjentów". Marcin Jakowicz, ratownik medyczny z Giżycka (a "po godzinach" także miejski radny), z COVID-19 "spotyka się" niemal codziennie. I w przeciwieństwie do domorosłych "wirusologów" wymądrzających się znad klawiatur doskonale wie, z jak potężnym i nieobliczalnym wrogiem przyszło nam się zmierzyć. Gorąco polecamy tekst Pana Marcina.

Kilka dni temu rzucił mi się w oczy wpis adresowany do antycovidowców, Niestety, nie mogę go znaleźć, gdyż został chyba usunięty. Wpis ten zapraszał (tych anty) do pracy w szpitalach przy osobach zarażonych. Sugerował, że tym, którzy nie uznają nowego wirusa, łatwiej będzie pracować bez kombinezonów, przyłbic, gogli, maseczek a przede wszystkim presji i stresu... I ja się z tym kompletnie zgadzam. I nie chodzi tu nawet o pracę z zakresu medycyny - bo do tego trzeba jednak mieć odpowiednie wykształcenie; niestety, nie nabyte w internecie u "doktora" Zięby. Zwykła pomoc przy pacjentach. Pomoc przy toalecie, posiłkach, przy poprawie komfortu choćby psychicznego. Chętni??? Mimo że jakiś czas temu postanowiłem nie wypowiadać się już w tej kwestii, powoli tracę cierpliwość. Mam już dosyć pieprzenia tych farmazonów, teorii spiskowych i internetowych profesorów. Przy pierwszej fali pandemii świat i nasz kraj spanikował. Nie wiedzieliśmy, z czym to się je i jak do tego podejść. Zabrakło przede wszystkim środków ochrony osobistej. Dziś mamy do czynienia z drugą falą. Dużo gorszą. Przy pierwszej robiono 4 - 5 tysięcy testów na dobę, a zachrowań było 200-300, dziś testów wykonuje się 40 - 50 tysiecy, a wykrywalność mamy na poziomie 10 tysięcy. Jest różnica i to znaczna. Tym razem (na szczęście dla nas) mamy łatwiejszy dostęp do maseczek, przyłbic i środków dezynfekcyjnych. Nie musimy szyć po nocach, bo te "chirurgiczne" dostępne są od ręki w każdym sklepie. Tylko czemu nie chcemy z tego korzystać??? Dziś mamy też inny problem. Sypie się nasza OCHRONA ZDROWIA!!! Nie SŁUŻBA ZDROWIA - bo takowa od kilkunastu lat w tym kraju nie istnieje. To aktualnie ludzie eksploatowani do granic możliwości tego systemu, których najzwyczajniej w świecie zaczyna brakować. Co chwilę w szpitalach i na kwarantannach lądują lekarze, pielęgniarki, ratownicy czy diagności, a na ich miejsce nie ma zastępstwa. I najgorsze jest to, że wirus zacieśnia swoje kręgi i zła sytuacja zaczyna dotykać bezpośrednio naszego regionu. Nie mówimy już o dużych miastach i tym co możemy obejrzeć w TV. Mówimy o tym, co zaczynamy mieć na własnym podwórku. Zamykane są SOR-y, oddziały, szpitale. Co chwilę słyszymy, że kolejni medycy wylatują z obiegu.
Zaczynają się kłopoty z przekazaniem pacjenta do szpitala, bo nie ma miejsc. A będzie coraz gorzej! I nie sieję tu paniki, mówię po prostu, jak jest. Daleki jestem od napędzania strachu. W tym wszystkim sam staram się stać pośrodku. Nie traktować wirusa jak śmiertelne zagrożenie ale też i go nie lekceważyć. Do niedawna ludzie mówiący o PLANDEMII, posługiwali się prostymi pytaniami, na które mogłem odpowiadać przecząco. Dziś, gdy ktoś mnie zapyta, czy znam kogoś zarażonego? Znam, nawet w bliskim otoczeniu. Czy znam kogoś kto ciężko to przechodzi? Znam. Czy znam osobę, która trafiła pod respirator z rozpoznanym COVID-em? Znam. Czy znam osobę, która zmarła? Tak, mieliśmy takich pacjentów. Uwierzcie mi Państwo, że aktualnie nawet już w Giżycku co 2.-3. wyjazd karetki jest do osoby z potwierdzonym COVID-em albo do osoby na kwarantannie. I gdy słyszę, że komuś odbierana jest wolność, bo musi wejść do sklepu w maseczce, to nóż mi się w kieszeni otwiera! Gdy słyszę te pierdoły o nieziemskich chorobach po noszeniu maseczki, to nie wiem, czy się śmiać czy płakać. Lekarze od X lat stoją w maseczkach po kilka godzin przy stolach operacyjnych i nie słyszałem jeszcze, żeby się któryś nabawił grzybicy płuc. Gdy widzę przytaczane statystyki o śmiertelnościz powodu innych chorób, np. onkologicznych, o samobójstwach, wypadkach itp., a o nikłej śmiertelności związanej z koroną, to tylko utwierdzam się w przekonaniu, że nasz naród musi naprawdę dotknąć tragedia, żebyśmy umieli wyciągać wnioski. Dopóki (idąc scenariuszem włoskim czy hiszpańskim) nie będziemy mieli po 1000 zgonów dziennie, niczego się nie nauczymy. I to jest przykre... Uwierzcie mi Państwo, że gdy trzeci raz zakładam kombinezon i wiozę pacjenta z potwierdzonym COVID-em do Ostródy czy Elbląga, to nie myślę o statystykach innych chorób. Myślę o tym, jak dowieźć tego człowieka bezpiecznie i samemu się nie zarazić. Nie przynieść tego do domu, dzieciom, rodzicom. Bo ja to może i przejdę na lekko czy bezobjawowo, ale czy komuś nie zrobię krzywdy? Przepraszam, jest jedna statystyka, o której czasem myślę. Gdy spod kombinezonu pot ścieka mi do oczu, paruje przyłbica, to zastanawiam się, czy jednak nie podreperuję tych wypadkowych...

Łatwość w rozprzestrzenianiu się tego wirusa, jest niepodważalna, a my nie potrafimy zastosować się do naprawdę prostych reguł DDM (dystans, dezynfekcja / mycie, maseczka). Czy to naprawdę tak wiele??? Niedługo ludzi z nowotworami, po zawałach, udarach itd. nie będzie miał kto leczyć, bo zabraknie personelu - przez właśnie taką głupotę ludzką! Zastosujmy się do prostych zasad, by ułatwić pracę ochronie zdrowia. Nie porównujmy się do Szwecji, bo to całkiem innym kraj z innym podejściem ludzkim. Kraj zdyscyplinowany z doskonale rozwiniętą opieką zdrowotną. Cieszmy się, że nie przechodzimy tego co w Chinach - nikt nam nie barykaduje drzwi w domach lub siłą z nich nie wyciąga. Powtarzałem to wielokrotnie - to nie jest czas na egoizm! Oczywiście, że są rzeczy, które mnie też drażnią. Idąc rano z psem po pustej ulicy zastanawiam się, po co mi ta maseczka? Rozumiem jej sens, gdy mijam ludzi, wchodzę w jakąś grupkę. Ale nosić na świeżym powietrzu, żeby nosić? Tak samo drażni mnie upychanie wszystkich zarażonych w szpitalach. Często ludzi np. tylko z gorączką lub bez objawów. Taka osoba powinna być pod kontrolą w domu na kwarantannie. A tak niepotrzebnie są blokowane miejsca, które mogą się przydać dużo bardziej potrzebującym. I takie sytuacje zdarzaja się, niestety, coraz częściej! Nie bez przyczyny karetki odbijają się od drzwi, wożąc pacjenta po kilka godzin od szpitala do szpitala. Czas kończyć te moje gorzkie żale. Na koniec dodam, że najbardziej kocham tych wolnościowców, co to masek nie będą nosić, bo to wbrew Konstytucji, ale... Na pytanie, czy jak zachorują na COVID, to - idąc ich tokiem myślenia - nie zechcą skorzystać z usług medyków? Bo przecież tej choroby nie ma... Krzyczą, że jak to? Przecież płacą podatki!!!

Dbajcie o siebie i o innych.
Pozdrawiam

Marcin Jakowicz

 

OD REDAKCJI:

Dziś (21 października) poinformowano o śmierci zakażonego koronawirusem 65 - letniego mieszkańca powiatu giżyckiego. To pierwsza śmiertelna ofiara COVID-19 w Giżycku i okolicach (dokładnie siedem miesięcy od stwierdzenia u nas pierwszego zakażenia). Aktualnie w powiecie giżyckim mamy 59 aktywnych przypadków (większość chorych przebywa w izolacji domowej), od początku pandemii zanotowano natomiast 122 zakażenia. Na Warmii i Mazurach z wirusem zmaga się obecnie 2590 osób, 1833 mieszkańców regionu wyzdrowiało, a 63 zmarło. Dramatycznie pogarsza się, niestety, sytuacja epidemiczna w kraju - dziś liczba zakażonych po raz pierwszy przekroczyła 10 tysięcy w ciągu doby (dokładnie 10040, łącznie 202 579). Ministerstwo Zdrowia podało także informację o 2928 wyzdrowieniach (od początku pandemii 98 884) i 130 zgonach (ogólna liczba zmarłych: 3851).