Pożegnaliśmy stary, powitaliśmy nowy. "Zdrowie" - to bodaj najpopularniejsze w ostatnich kilku dniach słowo, odmieniane przez wszystkie przypadki we wszystkich możliwych językach. Zdecydowana większość z nas - życząc innym i sobie zdrowia właśnie - pewnie po raz pierwszy w życiu uczyniła to w pełni świadomie, banalny (jak się dotąd wielu wydawało) zwrot zamieniając w najbardziej pożądane do spełnienia marzenie. Dbajcie o siebie, Mili Państwo! Przetrwajmy ten arcytrudny czas, wspólnie pozwólmy powrócić normalności. A na "Dzień dobry, Nowy Roku", proponujemy "okolicznościowych słów porcyję" od Marii Borkowskiej (na zdjęciu) - naszego wirtuoza słowa.

O życzeniach będzie, bo to osobliwy fenomen. Tak się do nich przyzwyczailiśmy, że lecimy i składamy, mało już myśląc komu czego potrzeba. Mnie życzono wesołych świąt, no i gucio, przyjmuję za dobrą monetę, choć akurat wesołość w moim wieku jest już w n-tej kolejności odśnieżania. Bardziej potrzebuję pomocy w pucowaniu podłogi, albo żebym nie szła codziennie w powietrze po kolejnym dowodzie, że demokrację wypiera dyktatura. Życzenia mają też tę kapitalną cechę, że nic nie kosztują. W epoce przedinternetowej kosztowały tyle co kartka, koperta i znaczek oraz fatyga odniesienia tego kramu do pocztowej skrzynki. Teraz skrzynek jak na lekarstwo, na poczcie sprzedają medaliki ze św. Tereską i książki kucharskie siostry Petroneli, konia z rzędem temu, kto wie ile dziś kosztuje znaczek. Klikamy, klikamy, a i do nas płyną szeroką strugą gify i memy... Jedyny problem, czy aby sami nikogo nie pominęliśmy w tej masowej wysyłce gifów, czy każdy został serdecznie dotknięty i czy w związku z tym ma już dość wesołe święta i wystarczająco szczęśliwy nowy rok.

Moje ukochane życzenie dotyczy pomyślności, bo gdyby potrzeby jednych zderzyly się w powietrzu z potrzebami drugich, to byłaby niezła bitwa, dużo huku i ciekawe po czyjej myśli w końcu by poszło... Więc tak sobie kminię w dniu, gdy kończy się tygodniowy sezonowy festiwał dobrych życzeń, jak by to było miło, gdyby ludzie zamiast czegoś sobie życzyć, coś dla siebie zrobili. Pewnie już byłoby ostrożniej. Zamiast życzyć mi wesołych świąt i po krzyku, proszę o dobrą książkę satyryczną, przy której się z danego śmiechu spłaczę. Kiedyś tak miałam przy lekturze Grodzieńskiej i Przybysza, ale z chęcią postawię na urok nowości. Moja pomyślność natomiast znalazłaby się w pełni, gdyby ktoś mi wysprzątał i umył auto. Trochę to mało efektowne może, ale zapewniam, że byłby to właśnie strzał w dziesiątkę.

Maria Borkowska