Najpierw usłyszałem potworny huk, a gdy wyszedłem na ulicę, zobaczyłem porozrzucane na ziemi pustaki. Fragment piętra domu Roberta zniknął w ciągu kilku sekund - opowiada jeden z sąsiadów 50-letniego mieszkańca Giżycka, który ucierpiał w środowym wybuchu gazu przy ul. Kajki. Przed godz. 16.00 potężna eksplozja dosłownie "urwała" część budynku.
Wstępne ustalenia mówią o rozszczelnieniu butli gazowej jako przyczynie dramatycznych wydarzeń środowego popołudnia. Jedną z nieoficjalnych wersji jest prawdopodobny błąd samotnie mieszkającego właściciela domu, który mógł niewłaściwie podłączyć kupioną dziś w supermarkecie butlę (mężczyzna od pewnego czasu nie korzystał z miejskiego gazociągu). Sprawę wyjaśniają biegli, którzy przybyli na miejsce wraz ze służbami ratowniczymi. Wkrótce okaże się także, czy nie zajdzie potrzeba rozbiórki ocalałej części domu, albowiem eksplozja uszkodziła całą jego konstrukcję. Rannego poparzonego 50-latka przewieziono do giżyckiego szpitala. Mężczyzna był przytomny, rzeczowo odpowiadał na pytania medyków. Z naszych źródeł dowiedzieliśmy się, że po badaniach stan jego zdrowia uległ jednak pogorszeniu. Zdaniem anonimowych pracowników szpitala decydująca będzie najbliższa doba.